12 sierpnia zgodnie z planem miały odbyć się Regaty o Puchar OŻ PTTK PASAT. Jednak to co wydarzyło się wieczorem w przeddzień regat postawiło imprezę pod wielkim znakiem zapytania. Około godziny 21.00 nad Zalew Koronowski dotarła potężna burza, która spowodowała wiele zniszczeń w całym regionie, a na przystani przewracała drzewa, zrywała cumy i pozbawiła całą okolicę energii elektrycznej. Szczęśliwi skończyło się tylko na stratach materialnych, bo jak się później okazało nie wszyscy w Polsce mieli tyle szczęścia tego wieczoru.
Tak wyglądała przystań nad ranem…
Od wczesnego ranka wszyscy obecni członkowie Oddziału aktywnie usuwali skutki nawałnicy. Po opanowaniu sytuacji czekaliśmy na zgłoszenia chętnych do Regat.
Jako, że zgłosiło się 11 jachtów sędzia główny kol. Agnieszka Przepierska zdecydowała o przeprowadzeniu wyścigów. Dziękujemy tym, którzy pomogli nam pomimo trudnej sytuacji odbyć regaty i sami wzięli w nich udział. Tu nie chodziło o wygraną, brać żeglarska pokazała, że nie straszne nam żywioły, razem daliśmy radę. Zapewne na długo ten dzień pozostanie w pamięci uczestników imprezy, a wieczorny koncert Macieja Cichańskiego w barze przy przystani odbywający się przy latarkach i agregacie prądotwórczym przejdzie do historii, takich regat w Pasacie jeszcze nie było, i oby nigdy więcej.
W dniach 10 – 11 września 2022 roku w Pieczyskach nad Zalewem Koronowskim rozegrano XXII już edycję Regat Pamięci poświęconych pamięci znanych bydgoskich żeglarzy, którzy odeszli na wieczną wachtę. Głównym organizatorem regat w tym roku był Oddział Żeglarski PTTK „Pasat”. Współorganizatorami były Bydgoski Klub Żeglarski oraz Klub Żeglarski Wind Koronowo. Patronat nad regatami objął prezes ENEA Nowa Energia Krzysztof Czaban, który ufundował puchary w Wyścigu o Błękitną wstęgę Zalewu Koronowskiego oraz upominki rzeczowe dla zdobywców miejsc 1-3 w poszczególnych klasach. Puchary ufundowały także wszyscy współorganizatorzy.
Do regat zgłosiły się 34 jachty (87 uczestników) w klasach: T-1, T-2, T-3, Omega, Finn i Wolna.
10 września przywitał nas wyjątkowo nieżeglarską pogodą – brakiem wiatru, ale za to z deszczem. Po uroczystym rozpoczęciu, podczas którego odczytano listę ponad 60 nazwisk działaczy żeglarskich, którzy odeszli na wieczną wachtę; komandorzy klubów i zaproszeni goście udali się na Rejs Pamięci statkiem NIVA, podczas którego tradycyjnie rzucono na wodę wieniec. Niestety brak wiatru spowodował, że uczestnicy regat czekali na brzegu. Po godzinie 13.00 sędzia główny Patryk Romanowski zadecydował o starcie. Przy słabym wietrze udało się rozegrać tylko jeden wyścig.
W sobotni wieczór uczestnicy regat spotkali na żeglarskiej biesiadzie przy szantach granych przez zespół Własny Port.
11 września pogoda zdecydowanie się poprawiła i wyścig o Błękitną Wstęgę Zalewu Koronowskiego i Puchar Prezesa ENEA Nowa Energia odbył się bez przeszkód. Trasa wyścigu rozstawiona została pomiędzy Pieczyskami a Wielonkiem. W międzyczasie zawodnicy klasy Finn rozegrali 4 krótkie wyścigi, które zaliczone zostały do klasyfikacji dla klasy Finn.
W wyścigu o Błękitną Wstęgę sklasyfikowano 17 jachtów:
Po godzinie 15 odbyło się uroczyste wręczenie pucharów i dyplomów i upominków ufundowanych przez patrona regat.
Komandor OŻ PTTK Pasat Mariusz Sulewski podziękował sponsorom współorganizatorom oraz komisji regatowej za organizację regat, a uczestnikom za bezpieczną i sportową rywalizację. Komandor KŻ WIND Wiesław Gancarek zaprosił wszystkich żeglarzy na kolejną 23 edycję Regat Pamięci w przyszłym roku na przystań w Romanowie. Swoje wsparcie dla kontynuowania tradycji upamiętnienia zmarłych żeglarzy corocznymi regatami zadeklarowali również Prezes ENEA Nowa Energia Krzysztof Czaban oraz Prezes Kujawsko Pomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego Katarzyna Domańska. Zatem do zobaczenia na kolejnych Regatach Pamięci, oby tylko lista odczytywanych się nie wydłużała.
W dniach 22-23.06.2010 Wojskowy Klub Żeglarski „Pasat” wraz z Bydgoską Strażą Miejską zorganizowali biwak „Bezpieczne wakacje” na terenie przystani w Pieczyskach.
Uczestnikami biwaku było 24 wychowanków BZPWO oraz 8 jungów szkolnych kół SP43 i SP65. Program obejmował liczne konkursy , zawody strzeleckie, DART i pływanie jachtami. Zajęcia sportowo – rekreacyjne były przeplatane pogadankami zakresu szeroko rozumianego bezpieczeństwa, realizowane przez strażników miejskich. Wicekomandor Zdzisław Skorupski przeprowadził szkolenie przeciwpożarowe połączone z praktycznym pokazem użycia podręcznego sprzętu przeciwpożarowego.
Pogoda dopisała, co pozwoliło na przeprowadzenie imprezy zgodnie z programem, a silny wiatr zapewnił uczestnikom niezapomniane przeżycia podczas rejsów jachtami po Zalewie Koronowskim. Dzieci przeżyły swoją pierwszą przygodę z żeglarstwem. Impreza ta miała na celu propagowanie żeglarstwa wśród dzieci i młodzieży, ale też naukę bezpiecznych form wypoczynku nad wodą.
Wakacje tuż, tuż, a Klub oferuje młodzieży uczestnictwo w obozach żeglarskich ze szkoleniem na patent , a dla posiadających patenty żeglarskie obozy dla grup turystycznych, młodzieżowy rejs morski oraz możliwość wypożyczania jachtów kabinowych i otwartopokładowych.
Zapraszamy i życzymy BEZPIECZNYCH i UDANYCH WAKACJI.
Godzin pływania: 174,5 (w tym 134,5 pod żaglami i 40 na silniku)
Idea tego rejsu powstała już ponad rok wcześniej, ale ze względu na problemy z wyczarterowaniem odpowiednio dużego jachtu za odpowiednio przystępną cenę na realizację przyszło trochę poczekać. Na początku było szkolenie: obozy żeglarskie, które WKŻ Pasat organizuje co roku i kursy wiosenne. Ludzie kończący kursy często pojawiali się na naszej przystani w Pieczyskach, niektórzy zapisywali się do Klubu, a młodzież przyjeżdżała na kolejne obozy, by po uzyskaniu patentu pływać pod szyldem Pasatu w rejsach po Zalewie Koronowskim klubowymi jachtami. Tak też trafili do nas uczestnicy tego rejsu. Znalazło się kilku młodych członków i sympatyków Pasatu, którzy zapragnęli posmakować żeglarstwa morskiego i zdobyć pierwsze szlify w dążeniu do uzyskania stopnia sternika jachtowego. Po początkowych problemach kapitan Krzysztof Laskowski, który zgodził się dowodzić rejsem zdołał wyczarterować jacht. Dzięki uprzejmości armatora – Yacht Clubu Morskiego Columbus ze Świecia, któremu składamy serdeczne podziękowania, na przystępnych warunkach udostępniono nam na dwa tygodnie stalowy szkuner sztakslowy „Dar Świecia„. Od jesieni ubiegłego roku zaczęliśmy planować rejs i pełną obsadę. Docelowym portem była stolica Danii – Kopenhaga. Już w styczniu wszystkie miejsca w załodze były zarezerwowane. W rejsie udział biorą:
Kap. j. Krzysztof Laskowski – kapitan
St. j. Mariusz Sulewski – I oficer
J. st. m. Jan Kromski – II oficer
Ż.j. Adrianna Czajkowska
Ż.j. Michał Ciborski „Ciby”
Ż.j. Piotr Gomoła „Gomez”
Ż.j. Marcin Łażewski
Ż.j. Ignacy Marzecki
Ż.j. Michał Mendyk „Czołg”
Wszyscy poza kadrą oficerską pierwszy raz na morzu i wszyscy wyszkoleni na obozach i kursach WKŻ Pasat. Średnia wieku morskich neofitów 17-18 lat. Ostatnie tygodnie przed rejsem, to dla większości gorączkowe przygotowania: jak się wyposażyć, jakie dokumenty trzeba mieć przy sobie, jaką walutę, prowiant, ubezpieczenia i wiele, wiele innych drobiazgów oczywistych dla tych, którzy po morzach pływają od lat, ale nie dla tych, którzy wybierają się w swój pierwszy rejs.
No i nastał pierwszy dzień. Krótko po godzinie 9.00 wszyscy uczestnicy stawili się w porcie w Górkach Zachodnich. Wybrzeże przywitało nas piękną słoneczną pogodą. Bosman sprawnie przekazał nam jacht i rozpoczęło się wielkie pakowanie. Ku wielkiemu zdziwieniu góra bagaży znikła z kei we wnętrzu jachtu i jeszcze pozostało miejsce dla uczestników. Krótkie szkolenie dotyczące zasad bezpieczeństwa, używania pasów bezpieczeństwa, alarmów, i wychodzimy na Zatokę Gdańską. Wiatr nam nie sprzyjał, mało że wiał słabo, to jeszcze w kierunków północnych, co zmusiło nas do halsówki. Na szczęście z czasem wiatr wzmógł się i jacht nieco nabrał prędkości. Około 20.00 osiągnęliśmy pierwszy port – Hel, gdzie postanowiliśmy przenocować i poczekać na zapowiadany północno-wschodni wiatr. Pierwsze wrażenia za nami i choć chwilami przechyły były spore, to chorobie morskiej nikt się nie poddał.
Niedzielny poranek przywitał nas pięknym słońcem i słabym wiatrem. Krótki spacer po Helu, wizyta w fokarium i koło południa czas wyjść w morze. Wiatr rzeczywiście odkręcił na korzystny kierunek i wiał z siłą 2-30 B. Płynęliśmy wzdłuż Półwyspu Helskiego z zawrotną prędkością 3 węzłów, spokojne morze i tylko jeden incydent zmącił sielską atmosferę na pokładzie. Załogant zaznaczający pozycję na mapie poinformował ku zdziwieniu wszystkich na pokładzie, że… znajdujemy się na lądzie. Oczywiście wprawne oko oficera szybko „zepchnęło” jacht z mielizny i poprawiona pozycja znalazła się na mapie. Wieczorem minęliśmy przylądek Rozewie i skierowaliśmy się w stronę Bornholmu.
Cały poniedziałek płynęliśmy dość jednostajnie na zachód stopniowo oddalając się od polskiego wybrzeża. Po minięciu trawersu Wzgórza Rowokół traciliśmy kontakt wzrokowy z krajem. W międzyczasie uczestnicy rejsu stopniowo wgłębiali się w obsługę urządzeń pokładowych, zasady prowadzenia nawigacji i zapisów w dzienniku jachtowym. Stosunkowo spokojne morze ułatwiało łagodną aklimatyzację do morskich warunków. W wolnych chwilach na szerokim pokładzie rufowym zbierał się klub miłośników gry w Rummy, taką odmianę Remika, w której zamiast kart używa się plastikowych klocków. Świetna rozrywka na długie rejsowe godziny.
We wtorkowy poranek ujrzeliśmy zarysy Bornholmu. Po drodze mijał nas żaglowiec Marynarki Wojennej ORP Iskra, nie obyło się bez salutowania banderą. Zdecydowaliśmy, że wchodzimy do Ronne. Dotarcie do stolicy wyspy zajęło nam pół dnia, podczas którego wachty po kolei uczyły się obsługi szczotki do szorowania pokładu i kokpitu. Zdziwiliśmy się że ten jacht może wyglądać o wiele lepiej niż na początku rejsu przy użyciu zwykłej szczotki i odrobiny detergentu. Popołudniem zacumowaliśmy w porcie jachtowym w Ronne. Udaliśmy się na pobliską plażę. To nie może być Bałtyk! – tak większość uczestników rejsu zareagowała na krystalicznie czystą wodę, która oprócz tego że czysta okazała się niestety być niewiarygodnie zimna. Później wycieczka po urokliwym kilkunastotysięcznym miasteczku, spokojne uliczki z ciekawą architekturą, małe sklepiki i kafejki, galerie sztuki. Dla większości uczestników był to pierwszy kontakt z Danią i Bornholmem w szczególności. Niestety wieczorna prognoza pogody pogorszyła nasze nastroje: zapowiadała aktywny front i silne zachodnie wiatry przez kolejne dni. Gdyby się sprawdziła mogłoby to poważnie zagrozić terminowemu dotarciu do Kopenhagi.
Poranek przywitał nas przelotnym deszczem i zachodnim wiatrem o sile 5-6 0B. Krótka narada załogi i decyzja: próbujemy. W południe wyszliśmy z portu na rozkołysane wody zachodniego Bałtyku. Oczywiście halsówka, przechyły i coraz większy rozkołys. To był test, mający pokazać kto już się zaaklimatyzował i nie straszne mu trudniejsze warunki. Załoga zdała ten test. Poza pojedynczymi przypadkami składania hołdów dla Neptuna przez jednego z załogantów, który mimo tego mógł normalnie funkcjonować. Nikt nie zapadł na cięższe odmiany choroby morskiej. Ignacemu i Marcinowi tak spodobało się huśtanie, że ubrani na sztormowo zajęli miejsca obserwacyjne na koszu dziobowym, gdzie byli systematycznie podmywani przez falę. Prawdziwej odporności wymagała praca w kambuzie, ale tam już nie wszyscy chętnie się pchali, a niektórzy przebywając tam przez chwilę przybierali dziwnie nienaturalne barwy. Tutaj poza II oficerem – Jankiem znakomicie sprawdzili się Marcin, „Ciby” i „Czołg” . Po drodze trzeba było przeciąć rutę, na której niczym na Trasie Marszłkowskiej sunęły jeden za drugim kontenerowce, masowce i tankowce. W obie strony. Przydał się jachtowy radar, a przede wszystkim wzmożona obserwacja wachty nawigacyjnej.
Około 2.00 w czwartek postanowiliśmy zawinąć na chwilę do Ystad. Zrobiliśmy sobie nocną wycieczkę po tym portowym miasteczku (no może poza Ignacym, który z własnego wyboru pełnił wachtę portową we własnej koi i niespecjalnie miał ochotę się z nią rozstać). Wyszliśmy o 6.00 rano, ciężko było wstać, a westowa szóstka jeszcze nie przestała wiać, więc czekał nas kolejny dzień halsówki w kierunku Kanału Falsterbo. Cała załoga przyzwyczaiła się już do rozkołysu i przechyłów, a wiatr stopniowo odkręcał dając możliwość płynięcia wzdłuż szwedzkiego wybrzeża. Nudę zabijano pracami na pokładzie. Praktycznie każdy miał swój wkład w to, że kolejne powierzchnie antypoślizgowe odzyskiwały oryginalny kolor. Szczególne zasługi oddała tu wachta druga, czyli „Gomez” i „Czołg”. Z kolei Ignacy zabrał się za „glansowanie mosiądzów”, dzięki czemu mosiężne knagi zaczęły wyglądać prawie jak nówki. Popołudniem dopłynęliśmy w okolice Trelleborga, gdzie trzeba było zachować ostrożność z uwagi na duży ruch promów. W końcu ujrzeliśmy wejście do Kanału Falsterbo. Żagle w dół i korzystając z „dieselgrota” pokonujemy kanał. Po przepłynięciu zwodzonego mostu zacumowaliśmy w pobliskiej marinie i poszliśmy na krótki spacer po okolicy.
Po drodze napotkaliśmy niezliczone roje małych muszek. Do historii lingwistyki stosowanej przejdzie przypadek „Gomeza”, który w trzech znanych sobie językach próbował dowiedzieć się od tubylców jak trafić na pocztę. Problem polegał na tym że używał trzech języków jednocześnie, a w dodatku jakby na złość żaden z tych języków nie był językiem szwedzkim. Po powrocie na jacht mieliśmy okazję podziwiać niecodzienne widowisko: o zachodzie słońca wzdłuż widocznego z mariny olbrzymiego mostu łączącego szwedzkie Malmo z duńską Kopenhagą rozbłysły efektowne fajerwerki. Od miejscowych dowiedzieliśmy się że to z okazji 10-lecia funkcjonowania tego arcydzieła sztuki inżynierskiej.
W piątkowy poranek przy dość silnym południowym wietrze na samym grocie wyruszyliśmy do Kopenhagi. Po drodze mijaliśmy olbrzymią farmę wiatrową na środku Oresundu, potem wzdłuż mostu, którego ogrom mogliśmy podziwiać dopiero z bliska sunęliśmy baksztagiem ku duńskiej stolicy. Nawigowanie w tym rejonie wymaga sporej koncentracji, pławy torowe, znaki kardynalne, stawy, spory ruch statków – to musiało robić wrażenie na tych , którzy pierwszy raz widzą coś takiego. No i niezapomniane wrażenia – samoloty podchodzące do lądowania na Kopenhaskim lotnisku Kastrup w odstępach dokładnie jednominutowych. Wydawało nam się że zahaczą o nasze maszty, ale oczywiście było to tylko wrażenie. Zwiedzanie Kopenhagi zaczęliśmy od opłynięcia kanałów portowych. Z wody to hanzeatyckie miasto wygląda naprawdę okazale. Popołudniem zacumowaliśmy w marinie Langelinie położonej w pobliżu słynnej kopenhaskiej Syrenki. Niestety nie dane było nam zobaczyć syrenki na żywo, gdyż została przewieziona na światową wystawę Expo, a w miejscu oryginału stał telebim pokazujący na żywo Syrenkę w … Chinach. Wieczorem na kończącego akurat w ten dzień okrągłe osiemnaście lat „Czołga” czekała niespodzianka: stylowy tort urodzinowy z osiemnastoma „świeczkami” autorstwa Ady i Marcina. Urodzinowa impreza na niewielkim jachcie może nie przypominała wieczoru w klubie, ale też było nieźle. W sumie to szkoda że nie mogliśmy przesiąść się choć na chwilę na stojący nieopodal m/y Octopus – szósty pod względem wielkości jacht motorowy świata – taki pływający prywatny hotel wielkości niedużego promu, no ale cóż solenizant nie rozdał nam wejściówek.
Sobota, to dzień zwiedzania miasta i robienia zakupów. No tak w tym żeglarstwie to jednak najbardziej bolą nogi, a upał coraz mocniej dawał się we znaki, ale widok z wieży kościelnej po pokonaniu ponad 400 schodów – bezcenny – Kopenhaga w całej okazałości u naszych stóp. Wieczorem wizyta na Nyhavn, gdzie po całodziennym upale orzeźwiły nas chłodzące napoje zakupione w Havnekiosken. I ten niepowtarzalny klimat, te tłumy ludzi z różnych stron świata, mówiących różnymi językami.
Niedzielne przedpołudnie, to zajęcia w podgrupach – bieganie po centrum, zmiana warty przed Pałacem Królewskim (nieco mniej okazała niż w Londynie) i męczący upał. Po obiedzie wychodzimy w morze. Cel – powrót do Kanału Falsterbo. Dopiero po wypłynięciu z miasta temperatura robi się znośna, ale ze względu na słaby wiatr jeszcze długo podpieramy się silnikiem. Wieczorem Polskie radio podało oczekiwane z ciekawością wyniki drugiej tury wyborów prezydenckich. Do kanału dopłynęliśmy około 22.30. Niestety było to pół godziny po ostatnim planowym otwarciu mostu nad kanałem, co zmusiło nas do przeczekania nocy w porcie.
W poniedziałkowy poranek wyruszyliśmy wzdłuż szwedzkiego wybrzeża w kierunku Bornholmu. Piękna słoneczna pogoda i ciepły południowo-zachodni wiatr o sile 3-40B powodowały iście plażową żeglugę. Co niektórzy nieźle się spiekli. Pod wieczór jednak niebo zaczęło się chmurzyć. Gdy po raz drugi przechodziliśmy „Trasę Marszałkowską” dla statków już każdy wiedział jak ocenić niebezpieczeństwo zderzenia na wodzie. Przed nami wysokie klify Bornholmu i wznoszące się nad nimi ruiny zamku Hammershus, za nami gęstniejące chmury i doganiający nas słaby deszcz. Płyniemy w kierunku stojącej na skalnym przylądku latarni Hammerodde. Po północy mijamy przylądek i kierujemy się do portu w miasteczku Allinge.
Wtorkowy poranek przywitał nas chłodem i silnym zachodnim wiatrem. Spacer po Allinge i niespodzianka – północne wybrzeże Bornholmu jest zupełnie inne niż to znane z Ronne. Skały i wydrążone w nich niewielkie zatłoczone porciki. Korzystając z miejscowych marketów uzupełniamy braki w jachtowej spiżarni i pełną prędkością dochodzącą do 7 węzłów płyniemy w kierunku Christianso. Postanowiliśmy opłynąć wyspę – twierdzę , jednak bez zawijania do portu. Wrażenie jest niesamowite: skaliste brzegi dwóch małych wysepek połączonych kładką wzmocnione są murami obronnymi, na których rozstawione są dziesiątki dział. Ci Szwedzi to faktycznie łatwo nie mieli jak próbowali zdobywać wyspę. Nad całością góruje wieża dawnej twierdzy przerobiona na latarnię morską. Wewnątrz portu tak ciasno, że nawet gdybyśmy chcieli, to nie było gdzie zaparkować naszego ponad trzynastometrowego „pancernika”. Skierowaliśmy się na południe w kierunku Svaneke. Wiatr chwilami jeszcze przybierał na sile, co powodowało że płynąc półwiatrem rozpędziliśmy się do 8 węzłów. Dotarcie do Svaneke zajęło nam około 1,5 godziny. Port był podobnie zatłoczony jak na Christianso, więc sporo czasu zajęło nam znalezienie bezpiecznego sposobu zacumowania.
Svaneke to miejscowość typowo turystyczna, na uliczkach spotkać można sporo naszych rodaków. Oczywiście wybraliśmy się na spacer po urokliwym miasteczku: wystawy, artystyczna huta szkła, czy wytwórnia cukierków, gdzie można obejrzeć od początku do końca cały proces produkcji, czy ciekawy ewangelicki kościół, to tylko niektóre z odwiedzonych przez nas miejsc. Nie sposób było odmówić sobie przyjemności skosztowania wędzonych ryb w jednej z najbardziej znanych wędzarni na całym Bornholmie. Wieczór spędziliśmy oglądając telewizję w portowej świetlicy, do której każdy płacący za postój jachtu ma prawo wstępu. Z resztą Svaneke odwiedzałem zawsze z przyjemnością gdy byłem w rejonie Bornholmu, a miejscowy Bosman, który zawsze jest przyjaźnie nastawiony naszą kolejną (choć pierwszy raz tak dużym jachtem) wizytę w Svaneke uhonorował zwolnieniem nas z opłaty za postój.
Środowe przedpołudnie spędziliśmy chodząc po Svaneke, a po obiedzie wypłynęliśmy ku brzegom ojczystym – kierunek Łeba. Pod wieczór zachodni wiatr zaczął tężeć i wiało 6 0B. Na otwartym morzu objawiało się to sporym rozkołysem i latającymi po wnętrzu jachtu ruchomymi elementami wyposażenia. Ale tym razem załoga była już uodporniona na morskie bujanie. W nocy musieliśmy uważać na słynne akweny nawigacyjne nr 6 i 6a, na których odbywały się manewry wojskowe.
Gdy wstał świt płynęliśmy już wzdłuż polskiego wybrzeża systematycznie się do niego zbliżając. Wreszcie byliśmy w zasięgu polskiej telefonii. Około południa zacumowaliśmy w największej chyba marinie jachtowej wzdłuż polskiego wybrzeża w Łebie. Miasto przywitało nas upalną pogodą. Korzystając z okazji odwiedziliśmy świetnie wyposażony sklep żeglarski, po czym udaliśmy się na dłuższy spacer do centrum. Szkoda, że piękna marina powstała tak daleko od centrum miasta. Wieczór spędziliśmy na słuchaniu szant w portowej tawernie i dyskusjach o kończącym się rejsie.
W piątkowy poranek udaliśmy się w ostatni etap rejsu – do Górek Zachodnich. Wiatr był słaby, więc jacht leniwie pokonywał kolejne mile po gładkiej tafli morza. Najdłużej trwało tradycyjnie minięcie Rozewia, do którego dotarliśmy pod wieczór. Wiatr mało jeszcze osłabł, i w dodatku zaczął kręcić. Przez czterogodzinną wachtę upłynęliśmy całe 2 mile. Nad ranem wobec braku widocznych oznak poprawy warunków wietrznych przeszliśmy na napęd mechaniczny, z pomocą którego przed południem dotarliśmy do macierzystego portu. Pozostało tylko sklarować jacht (bosman był pod wrażeniem), uzupełnić formalności (dziennik jachtowy, opinie – rzecz jasna pozytywne, wpisy do książeczek) i wyokrętować się. Wszyscy uczestnicy rejsu twierdzili i twierdzą nadal, że gdyby tak ktoś przyszedł i zapytał: stary, czy masz czas, to oczywiście płyną w kolejny rejs.
15 września już po raz 19 żeglarze spotkali się nad Zalewem Koronowskim, by sportowym współzawodnictwem uczcić pamięć naszych koleżanek i kolegów, którzy wypłynęli już w swój ostatni rejs. Głównym organizatorem tegorocznych regat był Oddział Żeglarski PTTK PASAT, przy współudziale Bydgoskiego Klubu Żeglarskiego oraz Klubu Żeglarskiego Wind Koronowo.
SONY DSC
Podczas uroczystego otwarcia Komandorowie klubów współorganizujących regaty odczytali nazwiska znanych bydgoskich żeglarzy i działaczy żeglarskich, którzy pełnią już wieczną wachtę. Niestety lista ta z każdą edycją regat się wydłuża. Po uroczystym otwarciu regat sędzia główny Arkadiusz Pałubicki zaprosił sterników na odprawę i do startu w wyścigach, a oficjalni goście udali się na rejs Szamanem Morskim, podczas którego przyglądano się rywalizacji oraz tradycyjnie rzucono na wodę Wieniec Pamięci.
W rywalizacji wzięło udział 31 załóg (łącznie 90 osób).
Miejsca 1-3 w poszczególnych klasach wywalczyli:
Klasa OMEGA
Miejsce
załoga
jacht
1
Korpalski Krzysztof Rumiński Piotr Rumińska Zuzanna
Stratus
2
Bielińska Zuzanna Bogdański Jakub Bieliński Kacper
POL 29
3
Grajewski Tomasz Grajewski Adam Kowalska Sylwia
POL 66 Pociecha
Klasa T-1
Miejsce
załoga
jacht
1
Kowalski Maciej Kowalska Joanna
Johnnie Walker
2
Wierczewski Marek Leciejewski Michał
Zjawa
3
Żurek Sylwester Duziak Włodzimierz
Sylwa
Klasa T-2
Miejsce
załoga
jacht
1
Bonk Marek Lewandowski Piotr
MARBO
2
Biały Bartłomiej Biały Barbara Biały Mateusz Biały Piotr
DORIS
3
Rygielski Mirosław Lange Mirosław
REM II
Klasa T-3
Miejsce
załoga
jacht
1
Niedźwiedzki Adam Tomasik Ewa
GAWRA BD 521
2
Kołodziej Piotr Biały Szymon Biały Joanna
PASKUDA
3
Burzych Rafał Burzych Mateusz Ziemski Waldemar
Tarantula
Klasa VENUS
Miejsce
załoga
jacht
1
Galor Romuald Chrustowski Krzysztof Kociszewski Jerzy
MYCHA
2
Wojtalewicz Adam Wojtalewicz Joanna Wojtalewicz Wiktor
Pędziwiatr
3
Rykaczewski Zbigniew Rykaczewska Sara
Layla
Po zakończonych wyścigach uczestnicy regat oraz zaproszeni goście biesiadowali w Barze przy Przystani Wodnej przy akompaniamencie szant w wykonaniu zespoły Własny Port.
Na kolejną – dwudziestą już edycję Regat Pamięci w przyszłym roku zaprosił Komandor KŻ WIND w Koronowie Wiesław Gancarek. Oby tylko lista tych, o których pamiętamy się nie wydłużała.
26 listopada w świetlicy WKŻ Pasat przy ul. Witebskiej 4 o godzinie 16.00 zebrało się liczne grono członków i sympatyków WKŻ Pasat oraz zaproszonych gości, aby uroczyście świętować jubileusz 45-lecia istnienia WKŻ Pasat. Przybyłych uczestników uroczystości powitał Komandor Andrzej Krupski. Następnie odczytano przesłane listy od Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego Piotra Całbeckiego oraz Przewodniczącej Sejmiku Województwa Doroty Jakuty. Kolejnym punktem programu był referat Komandora wspominający 45 lat rozwoju i działalności Klubu. Referat był ilustrowany prezentacją zdjęciową ukazującą historię i współczesność WKŻ Pasat. Po barwnym przedstawieniu historii Klubu głos zabrali zaproszeni goście. W imieniu Prezydenta Bydgoszczy gratulacje i życzenia dla Klubu na ręce Komandora złożył Andrzej Walkowiak. Okolicznościowe listy gratulacyjne od Prezydenta Miasta otrzymali także: Piotr Lawer, Tadeusz Wierczewski, Agnieszka Przepierska, Franciszek Ostropolski, Janusz Cichański, Krzysztof Laskowski, Ireneusz Walkowiak i Mariusz Sulewski. W imieniu Kujawsko-Pomorskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego gratulacje Klubowi złożył v-ce Prezes Włodzimierz Palmowski, który w imieniu Zarządu KPOZŻ wręczył również Honorowe Odznaki Zasłużony dla KPOZŻ Tadeuszowi Wierczewskiemu, Januszowi Cichańskiemu i Mariuszowi Sulewskiemu. Włodzimierz Palmowski złożył również okolicznościowe życzenia w imieniu Bydgoskiego Klubu Żeglarskiego, którego jest Komandorem.
W imieniu Oddziału PTTK przy Klubie POW gratulacje i życzenia przekazał Skarbnik Oddziału Lech Boczkowski, w imieniu YKP Bydgoszcz głos zabrał Dariusz Patalon. Życzenia w imieniu RTW Bydgostia złożyli Prezes Zygfryd Żurawski oraz kpt. Bronisław Radliński, który przy okazji opowiedział krótko o zakończonym niedawno Rejsem Szlakiem Polonii na s/y Solanus, którym dowodził. Na zakończenie Komandor Andrzej Krupski wraz z v-ce Komandorem Zdzisławem Skorupskim wręczyli wyróżnienia dla aktywnych członków WKŻ Pasat od Zarządu Klubu. Okolicznościową tabliczkę w uznaniu zasług dla Klubu otrzymał Komandor Andrzej Krupski. Szczególne podziękowania otrzymał Piotr Lawer za całokształt pracy na stanowisku Bosmana w latach 2007 – 2011. Spośród członków WKŻ Pasat uhonorowani zostali: Józef Gumienny, Zenon Bielun, Romuald Galor, Bogumił Iwanow, Marcin Łażewski, Rafał Walkowiak, Bogumił i Jolanta Smiegel. Szczególne wyróżnienie przyznano członkowi WKŻ Pasat z udokumentowanym najdłuższym stażem – Tadeuszowi Szukiel. Za zasługi w rozwoju infrastruktury na przystani w Pieczyskach wyróżnienie odebrał sympatyk Klubu Leszek Krause. Na koniec części oficjalnej uczestnicy uroczystego spotkania wznieśli toast szampanem za pomyślność WKŻ Pasat oraz skosztowali smacznego okolicznościowego tortu w kształcie żaglówki.
Po krótkiej przerwie na stołach pojawiły się przysmaki ufundowane przez sponsorów oraz przygotowane przez Dorotę Krupską i Bożenę Mrozek, co rozpoczęło biesiadę żeglarską. Członkowie i sympatycy Klubu oraz goście hucznie bawili się w świetnych nastrojach w klubowej świetlicy do północy przy muzyce z płyt. Zabawę urozmaicały andrzejkowe wróżby dla chętnych przygotowane przez Agnieszkę Przepierską.